Ulepiony, oblepiony

– Auuu!!! – U. zatrzymała rower i płacze. Wszystko widziałem, więc żadnego dochodzenia nie będzie, tylko opiernicz.
– Filu, dlaczego wjechałeś w Ulę?
– …
– No powiedz: gdzie patrzyłeś? Bo na pewno nie przed siebie.
– Auuu!!! – Płacze U., co mnie otrzeźwia i doprowadza do porządku. Tak, powinienem pamiętać o podstawowej zasadzie, że poczucie sprawiedliwości najpierw wyraża się w pocieszeniu i pomocy ofiarom, a dopiero później w karceniu i karaniu winowajców, ewentualnie.
– Gdzie patrzyłeś? Pytam, to odpowiedz. – Dopytuję, przytulając już U.
– Nie powiem, sam musisz zgadnąć. – Odpowiada mój syn, nagle taki cholernie rezolutny.
– Co to za durne zagadki?! – Wybucham. – Masz patrzeć, gdzie jedziesz.
– Tato, teraz przez ciebie się czuję tak źle, jak jakaś zepsuta rzecz. I, i… i może mnie pocieszyć tylko sto tysięcy tabliczek czekolady…

Sto tysięcy, ja pierniczę. No to może przesadziłem. Pewnie tak.
– I jestem zły! – Dorzuca Fi.
– To dobrze, że jesteś zły. Bądź zły na to, że wjechałeś w Ulę. Twoje koło uderzyło w jej lewą nogę, a popchnięty rower i pedał – w jej prawą nogę. To na pewno bardzo bolało… – Tłumaczę ciągle jeszcze zeźlony i nieprzejednany. Choć w końcu jednak przeprosiłem Fi., że tak brzydko nakrzyczałem.

Czasem to widzę wyraźniej, że ja, że dzieci są jakby oblepione tą złością. Potrzebny jest ktoś, kto pocieszy ofiarę, a nie zniszczy sprawcy. Kto okaże łaskę, zamiast wprowadzać „nowe porządki” – taki pitbull. Zapominamy, że z łaski jesteśmy ulepieni. Niewiele mogę naprawić. I nie ma się czym chlubić, bo jestem Jego dziełem, jak garnek. Co mogę? Tylko wylać to, co Ktoś wlał.