Znów na tropie pozornych sprzeczności – one więcej wyjaśniają niż do bólu logiczne układanki. Jak to jest z tymi przykazaniami – czy są nie do uniesienia?
Jezus mówi do tłumu i uczniów o faryzeuszach:
Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. (Mat. 23:3-4, BT)
Jezus nakazuje wypełniać polecenia faryzeuszy (prawo), mimo że:
- ci, którzy powinni dawać przykład, sami nie dają rady, nawet „nie kiwną palcem”;
- wypełnianie poleceń to ciężar „wielki i nie do uniesienia”.
To trochę nie fair, nie sądzicie? No bo tak, po pierwsze okazuje się, że wszelkie nadużycia kaznodziei, księży, pastorów itp. ostatecznie nie będą żadną wymówką. Jeśli mówili prawdę, ale swoim życiem jej nie potwierdzili, to będą osądzeni za zgorszenie, a ja? Za to, czy tę prawdę przyjąłem i… zastosowałem.
Po drugie, co mnie bardziej interesuje, jak to może być, że Jezus poleca, by wypełniać polecenia, które, jak sam mówi, są nie do uniesienia? To tak, jakby sam mi wkładał na plecy niemożliwy ciężar. Jakby robił coś, za co ganił faryzeuszy. Mam tylko jeden pomysł, jak to wyjaśnić. W innym momencie Jezus mówił, żeby się „uczyć od niego, bo jest cichy i pokorny sercem, a wtedy znajdziemy ukojenie dla duszy. Bo jego jarzmo jest słodkie, a jego brzemię lekkie” (Mat. 11:29-30)
To mówił w kontekście pokuty, tj. powrotu do Ojca. A więc to samo prawo, te same polecenia i przykazania, mogą być jednocześnie ciężkie i lekkie – w zależności od tego, czy podchodzę do nich z pychą czy z pokorą. Z przekonaniem o własnej sile i zdolnościach, czy z gotowością do przyznania się do słabości i błędów.