Owieczka

– Ja chcę do nosidła! – Drze się U.
– Ale mówisz to teraz? – Dziwię się. – Trochę za późno. I niosę ją, niosę czternaście kilo chwytem niemowlęcym: jedna ręka pod szyją, druga pod udem, dłonie splecione na brzuchu – pozycja tyle wygodna dla dziecka, co dla rodzica, kiedy to dziecko się wyrywa lub wygina w chiński pałąk, nawet gdy ma prawie trzy lata.

I przypominam sobie taki obraz Jezusa – dobrego pasterza, który idzie z owieczką na ramionach. Jakie to urocze – myśli większość osób. Ale przyjrzyjmy się: jak on ją trzyma – w jednej ręce przednie kopytka, w drugiej ręce tylnie kopytka, baranek leży na karku i ruszyć się nie może. Bo owce głupie są. Jak zbłądzi takie małe, to trzeba znaleźć dobry chwyt, żeby go wziąć, przynieść z powrotem, gdzie trzeba i żeby nie wierzgał, żeby się przy tym nie umęczyć.

Już jesteśmy w domu. Przyszli do nas przyjaciele w odwiedziny. Otwieram drzwi, a tu jeszcze U. płacze i wścieka się w przedpokoju. Niesie się na całą klatkę. A. ją bierze na ręce, przytula.
– Przepraszam, takie powitanie… – Śmieje się, kryjąc lekkie zakłopotanie.
– Spokojnie… wiesz, przecież my… na tym samym wózku jedziemy. – Uspokaja Ł. – ojciec rodziny.
Siadamy, jemy, rozmawiamy…

– Lubimy cię, K. – Zwraca się Ł. do synka. – I lubimy cię zawsze, nawet jak cię trzeba zapakować i wyjąć z samochodu, bo się denerwujesz.
– O, i tak często mu to powtarzamy. – Dodaje E. mama.
– Jak ja to rozumiem. – Włącza się A. – Ja też to często powtarzam U. i Fi. I często po przygodach z samochodem. Ale nie tylko. Że ich lubię zawsze, nawet jak nie mam siły na krzyki i muszą mnie słuchać bez dyskusji.

– Jakbyście mieli problem z tą harmonijką, to możecie nam oddać za tydzień. – Zwracam się do E., gdy już wychodzą.
– O, naprawdę? To dziękuję ci bardzo. Widzę, że już znasz takie problemy. – E. ubiera najmłodszego, który z radością dmucha w harmonijkę, którą sam u nas znalazł. I w oczach jego nie widzę cienia wątpliwości, że będzie mógł ją zabrać.
– K., tylko pamiętaj, w domu umyj ją, bo ja tę harmonijkę, co prawda, czyszczę czasem w środku, ale zawsze lepiej mieć na świeżo. – Instruuję chłopca, a chyba bardziej przy okazji mamę. – No pewnie, że znam problem. O, jak dobrze znam…