Nie siedzieć w kącie

Parę miesięcy temu rozmawialiśmy i przyznałem się, że zawsze brakuje mi A., gdy wyjeżdża na weekendy na studia.

O. słucha i ze zdziwieniem patrzy na mnie. Myśli już pewnie, że mam dość zajmowania się dziećmi.
– Dlaczego? – Dopytuje.
– No bo… lubię z nią być?
– Naprawdę? Tak po prostu?
– No, tak. – Z przekonaniem potwierdzam, po chwili namysłu.

Bo już zacząłem się zastanawiać, czy wszystko ze mną w porządku. Albo czy mówię szczerze. Albo może czegoś sobie nie uświadamiam.

Dobre to jest: tęsknić. Dobrze dbać o to, co się ma, zanim zacznie się zapadać jak spróchniała chatka.

Wczoraj na ekranie autobusu zaczęło się wyświetlać „9 etapów małżeństwa”. Gdy tylko wpadł mi w oko tytuł, wiedziałem, że to będzie głupie. Będzie takie: „wiesz, jak jest, Grażynka, i co zrobisz, tak już w życiu bywa”. Postanowiłem: nie, nie czytam, nie patrzę.

No dobra, po chwili spojrzałem. Trzymałem się dzielnie, ominąłem sześć etapów. Siódmy był taki: „…trwa, bo ceni sobie komfort, spokój, bezpieczeństwo, choć miłość już wygasła…” Przewróciłem oczami.

Właśnie dlatego tęsknię. Dlatego dokładam sił, odkrywam na nowo, czego żona potrzebuje, co odczuwa jako miłość, z czym to się je, jak okazuje. Dlaczego „na nowo”? Bo to się zmienia. Nie jestem i… nie muszę być celujący, wystarczy, że będę pragnący, wbrew lenistwu. Och, to niełatwe. Ale proste.

I oczywiste. To był przydługi wstęp. Ad rem: po co pragnę? Po co pragniemy? Czy po to tylko, żeby nie siedzieć samotnie w kącie, pisząc smutne wiersze? Smutne wiersze są piękne. Tylko jakoś więcej chętnych do czytania, niż tych, co chcą być smutni, przeżywać i pisać.

Może dlatego właśnie pragnę i dbam o miłość? Że nie chcę siedzieć w kącie i pisać smutnych wierszy. Chcę być rozpieszczony, przyzwyczajony do „bycia z”. Po co? Nudne to.

A więc co? Czy nie lubię małżeństwa? Przenigdy! Uwielbiam. Strasznie się nim cieszę. Nią się cieszę. Mówię to jej i powtarzam na sto sposobów. Tylko nęci mnie więcej. Dobrze to ujął Apostoł Paweł w 1 Liście do Koryntian:

Mówię, bracia, czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, co się radują, tak jakby się nie radowali; ci, którzy nabywają, jak gdyby nie posiadali (7:29–30 BT)

Gdy się spędza czas z Bogiem, wszystko staje się kolorowe, tęczowe, radosne, pociągające, pełne witalnej siły, nadziei i celu. Przy tym bledną wszystkie smutki i radości, majętności, używki tego świata, a nawet to „bycie z”. Bledną wszystkie bożki.

Jakie to piękne, że Paweł nie napisał: „niech się pozbędą żon i niech nie płaczą, ani się cieszą, niech oddadzą wszystko, co mają i nie używają tego świata”. Nie. Ale napisał: „niech żyją,  t a k   j a k b y  nie mieli tego a tego”. Tak, jakby nie potrzebowali tych rzeczy do oddychania. Tak, żeby nie ofiarowali tyle z życia – ze strachu, że stracą. I będą siedzieć w kącie i pisać… no, wiecie co.