Czasami jestem już tak zaganiany i zwiedziony komfortem swojej codzienności, że zapominam o modlitwie. Wtedy pytam: po co mi Bóg? I sobie odpowiadam…
Dosłownie cztery dni temu pisałem, że bogatym trudno jest wejść do nieba, do Królestwa Bożego. Bo nie ufają Bogu. Ale prawda jest taka, że to dotyczy większości z nas, mieszkających w Polsce; jesteśmy na tyle bogaci, samodzielni, ze wszech stron zabezpieczeni, że… nie potrzebujemy Boga. Tak się zdaje.
No bo co? Dobrze mi, wszystko mam, w domu wszyscy zdrowi, to po co gębę otwierać do modlitwy? Dziś sobie o tym myślałem. Jeśli życie mnie rozpieszcza, to jest przynajmniej jeden dobry powód do szczerej, żarliwej modlitwy: dziękowanie Bogu, że tak jest, dobrze.
Ale Psalm 51 skłonił mnie do dalszej refleksji; no co mi On – Bóg? Do czego jeszcze potrzebuję relacji z Tatą? Po pierwszej, pobieżnej lekturze psalmu, można odnieść wrażenie, że Dawid – jego autor – ma tupet! Kto zna jego historię z Batszebą, ten wie, jak haniebne świństwo zrobił izraelski król. I po tym wszystkim po prostu prosi Boga: zmaż moją winę! Zresztą przeczytajcie sami:
Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości, w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją nieprawość! Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego! Uznaję bowiem moją nieprawość, a grzech mój jest zawsze przede mną. (…) Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów w mojej piersi ducha [prawego] niezwyciężonego! Nie odrzucaj mnie od swego oblicza i nie odbieraj mi świętego ducha swego! Przywróć mi radość z Twojego zbawienia i wzmocnij mnie duchem ochoczym! (Ps. 51:3-5,12-14, BT)
Piękna sprawa. I wiecie co? Może to się wydawać bezczelne, ale Bóg honoruje takie, w gruncie rzeczy pokorne podejście do sprawy. Mamy więc dwie rzeczy: dziękczynienie i pokutę. Ale to nie wszystko, z czym można przyjść do Boga. Myślałem dalej, myślałem i wymyśliłem takie logiczne postępowanie, i na tym zakończę dzisiejszy wpis. Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie stosuje tak sztywnych procedur w codziennych relacjach z bliskimi osobami (jak np. Tata), ale łaskawie przymknijmy na to oko. To jest pół żartem, pół serio: