Miłość Anny

Czy gdyby prosiła po prostu o dzieci, to byłoby złe? Nie. Czy Bóg mógłby jej to dać? Dlaczegóż by nie? Ale Anna chciała więcej. To mnie ujmuje, urzeka.

Jedna z najbardziej znanych modlitw biblijnych wypowiedziana przez Marię (Miriam) przy spotkaniu z Elżbietą (Eliszewą) znana jako Magnificat (łac. „wielbi”), jest dowodem tego, że Maria nie tylko mówiła wówczas w natchnieniu Ducha, ale też świetnie znała Psalmy i inne pisma, m.in. historię i modlitwę Anny (Hanny) – matki proroka Samuela.

Ta modlitwa i ta historia jest dziś tematem moich rozmyślań. Niezwykłe to jest dziękczynienie i uwielbienie (I Sm 2), które kończy ważny etap w życiu Anny, etap oczekiwania na pierworodnego. Każdy, kto długo starał się o dziecko, dobrze rozumie jej dramat i późniejsze szczęście. Czuję, że ta uniwersalna opowieść przemawia i do kobiet, i do mężczyzn, i do starych, i do młodych…

Było w tym pragnieniu posiadania dziecka coś więcej, była wisienka na torcie. A ten tort, jeśli już zostać przy porównaniu, miał wiele warstw:

  1. Instynkt. Zgódźmy się, że jest to naturalna chęć: mieć dzieci. Mimo wszystkich dopuszczalnych odchyleń od normy: od obsesyjnego pragnienia do zupełnej obojętności lub lęku przed konsekwencjami ciąży.
  2. Kultura. Wtedy było oczywiste: trzeba mieć dzieci. Są oznaką Bożego błogosławieństwa, ale i „zabezpieczeniem”, spadkobiercami, dziedzicami.
  3. Rywalizacja. Anna jest jedną z dwóch żon Elkany, a więc trwa dość chora, konkurencyjna sytuacja. Wprost narzuca się Annie, by się porównywać z Peninną, która nie ma problemu z bezpłodnością.
  4. Cierpienie. Co gorsza, narasta w niej frustracja, gdy Peninna boleśnie dokucza Annie, zresztą może dlatego, że Anna jest bardziej kochana i zadbana przez męża.
  5. Godność. Może właśnie to dziecko będzie dowodem na to, że być zadbanym i kochanym nie wystarczy. Samorealizacja – w dobrym sensie tego słowa – jest bardzo ważna. Ale przecież nie najważniejsza. To nie wszystko.
  6. Miłość. Wisienką na torcie jest u Anny wyróżniające się pragnienie owocności przed Bogiem. Co to oznacza?

Dobrze to obrazują imiona dwóch żon: Peninna – to „koral”, zaś Anna – to „pełna łaski”. Ten koral, klejnot – symbolizuje wszystko, co jest dobrym i niegłupim pragnieniem człowieka: być zdrowym, pięknym, szanowanym, żyć dostatnio. Taka właśnie była Peninna, taki jej obraz wyłania mi się z lektury.

Z kolei Anna – „pełna łaski” – to pogoń za tym, co może być najlepsze w naszym życiu – przychylność Boga, który kocha pokornych (jak Anna), oddanych mu ludzi, ma też dla każdego najlepszy plan, spełnienie i szczęście, a przy okazji zaspokojenie wszystkich potrzeb.

Lepsze (łaska, ryzyko, przygoda, all-in) jest wrogiem dobrego (to, co mam, wypracowałem i się cieszę). Lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu. A jednak Anna rozgląda się za tym „gołębiem”, za czymś nieuchwytnym, niemożliwym, a zarazem bardzo konkretnym:

„I złożyła ślub, mówiąc: PANIE zastępów, jeśli wejrzysz na utrapienie swojej służącej i wspomnisz na mnie, i nie zapomnisz swojej służącej, ale dasz swej służącej męskiego potomka, wtedy [!] oddam go PANU na wszystkie dni jego życia, a brzytwa nie dotknie jego głowy.” I Sm‬ ‭1‬:‭11‬

Czy gdyby prosiła po prostu o dzieci, to byłoby złe? Nie. Czy Bóg mógłby jej to dać? Dlaczegóż by nie? Ale Anna chciała więcej. To mnie ujmuje, urzeka. To dla mnie absolutny wzór. Jej modlitwa, prośba, propozycja, nie jest dobijaniem targu z Bogiem-wekslarzem. Jest bezinteresowna, jak pokazują dalsze czyny Anny.

Ale też jej szczerość. To ona na oczach kapłana Heliego zanosiła do Boga prośbę o syna w taki sposób, że została uznana za pijaną. Pełna desperacja, żarliwość, wyznanie najgłębszego pragnienia i… miłości. Głębia przyzywa głębię, Bóg odpowiada cudownym powołaniem dziecka. Samuel to już jednak inna historia.

A wracając do motywacji Anny… Grzech to nie lody na chore gardło. Grzech to jest mijanie się z powołaniem. To jest pozorne owocowanie. To jest życie pod własne dyktando. Może nawet jest to życie tzw. „dobrego człowieka”, ale udręczone, duchowo martwe i nie (roz)dające życia. Z dala od Boga. To jest coś, czego za wszelką cenę chciała uniknąć Anna.

PS. Po Samuelu („Bóg wysłuchał”), którego oddała Panu, urodziło się Annie jeszcze trzech synów i dwie córki.