Leniwy, czyli chciwy

Dorobiłem się czegoś w życiu. Jeszcze nie dużo, ale będzie więcej. Ciężką pracą. – A Jezus tę pracę nazywa lenistwem. Jeżeli nie służy Bogu.

Jak to będzie z Jego powtórnym przyjściem? Ano tak, jak z szefem dużej firmy, który wyjechał w służbową podróż i powierzył cały interes trzem pracownikom. Jednemu dał pięć spraw do ogarnięcia, drugiemu dwie, trzeciemu jedną. I odjechał.

A kiedy wrócił, okazało się, że pracownicy dali z siebie wszystko. Pierwsi dwaj (i dostali swoją nagrodę). Ale ten ostatni – nic; szef zastał wszystko tak, jak to zostawił. A on się tłumaczy: – Szefie, wiedziałem, że jesteś twardy i nie przepuścisz, bierzesz zysk tam, gdzie sam na to nie zapracowałeś. Postanowiłem oddać ci to, co mi dałeś.

To oczywiście moja parafraza przypowieści o talentach (por. Mat. 25:24). Zwykle mówi się o tym trzecim, nieużytecznym słudze, że był zły i leniwy – bo tak powiedział „Pan”. Zły – owszem. Ale leniwy? Niekoniecznie. Może był pracowity, może tylko… nie chciał robić dla cudzego zysku. Gdyby to był jego własny interes, zaraz zakasałby rękawy.

Jak to jest? Jak ja mam się w tym odnaleźć? Oczywiście tym „Panem”, tym „szefem” jest sam Bóg. Problem – całkiem realny – polega na tym, że wszyscy kręcimy się wokół spraw, które ostatecznie mogą się okazać nic nie warte. Kręcimy lody, które należą do nas… tylko przez kilkadziesiąt lat. A potem co? Potem przeczucia się potwierdzą: świat należy do Boga.

Praktycznie oznacza to tyle, że jeśli nie pracuję dla Niego, to jakbym nie robił nic. Jeśli nie zbieram owiec, to rozpraszam. Mogę harować jak wół, mogę kosić gruby hajs, myśleć: – Nieźle! – A Bóg patrzy z góry i mówi: – Nic. Nic nie robisz z tym, co ci powierzyłem.

Leniwy, czyli chciwy. Tak, bo chciwość to ludzka rzecz, nie obca i nie odległa; moja powszednia cecha i słabość – to jest nadzieja, że mogę coś w tym życiu ugrać dla siebie. Nic nie mogę. Bo bawię się na folwarku Taty. Mogę mu pomagać, a mogę rozrabiać i generować straty.

Pewnego dnia odejdę nagi, trzymając w garści tylko kilka niebieskich czeków za jakichś biedaków nakarmionych, ubranych, odwiedzonych w więzieniu, w chorobie. Wtedy usłyszę: wejdź do radości Pana swego. Ty coś masz, więc będzie ci dodane. I będziesz obfitował. Może już dziś. A może kiedyś.