Krzyż jest absurdalny

Dla wielu ludzi tak właśnie jest. Przyzwyczaiłem się do tego. Jak pisze Apostoł Paweł „mowa o krzyżu jest głupstwem dla świata”. Jest absurdem. Jak ten absurd pojąć i przyjąć? To dość oczywiste.

Przeczytałem w pewnym miejscu rzecz, która miała być jednym z koronnych argumentów za tym, by chrześcijaństwo uznać za fałszywe:

Teologia chrześcijańska jest niespójna tak, że dochodzi do absurdów. Bóg, zabijający swego syna po to, by przebaczyć nasze przyszłe grzechy to jakbym ja złamał swojemu synowi nogę, żeby móc przebaczyć sąsiadowi na wypadek, gdyby kiedykolwiek zaparkował na moim podjeździe. To śmieszne!

U początku każdego nonsensu zwykle stoi jakieś kłamstwo, czyż nie? No to zastanówmy się, jak to jest z tym zabijaniem własnego syna. Hm… Właściwie nie potrzebuję zbyt długo nad tym myśleć. Niech sprawę wyjaśni sam ten „zabity syn”. Natychmiast przychodzi mi do głowy jego – Jezusa przypowieść:

Pewien człowiek zasadził winnicę i wydzierżawił ją wieśniakom, i odjechał na dłuższy czas. A we właściwym czasie posłał do tych wieśniaków sługę, aby mu dali owoców z winnicy. Ale wieśniacy, obiwszy go, odprawili z niczym. [Tak też było z drugim i trzecim] Rzekł właściciel winnicy: – Co mam uczynić? Wyślę syna mego umiłowanego; może tego uszanują. – Lecz gdy go wieśniacy ujrzeli, rozprawiali między sobą, mówiąc: To jest dziedzic, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze. I wyrzuciwszy go poza winnicę, zabili. Co więc uczyni im właściciel winnicy? Przyjdzie i wytraci tych wieśniaków, a winnicę odda innym. (Łuk. 20:9-16, BW)

No to kto tu jest śmieszny, niepoważny? Kto ociera się o absurd? Pan winnicy – Bóg, czy raczej dzierżawcy – wieśniacy? Ja nie mam wątpliwości, ale gdyby ktoś miał, to jeszcze raz:

To jest dziedzic, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze.

To jest naprawdę śmieszne. I straszne. Przerażająca jest ludzka głupota. Boże uchowaj mnie! Uchowaj, bo jak mówi przysłowie, „nie śmiej się, dziadku, z czyjegoś wypadku… dziadek się śmiał i to samo miał”. Czy Bóg posłał swojego syna na świat po to, by go zgładzić? Tak, ale jego odrzucenie i śmierć oraz zmartwychwstanie jest zarówno powodem sądu i kary, jak i przebaczenia i zbawienia. Jak na kamieniu węgielnym można oprzeć budowę albo… roztrzaskać się o niego.

Czegoś więc brakuje w tej analogii. Nie tylko zmartwychwstania, to jest jakby uzdrowienia złamanej nogi. Fałszywe jest przypisywanie sprawstwa tej kaźni Bogu. Tak, „spodobało się Panu zmiażdżyć go cierpieniem” (Iz 53:10, BT), ale czy zrobił to sam? Nie, ale zrobili to dzierżawcy winnicy – my, grzeszni ludzie. Każdy z nas dołożył swój kamień, swój gwóźdź do krzyża. Nie skorzystać wobec tego z ostatniej szansy – to dopiero absurd.