Królestwo jak rzeka

Przedwczoraj odbyła się na Atlas Arenie w Łodzi impreza pod nazwą „ChwałaMu!” zorganizowana z rozmachem przez służbę Marcina Zielińskiego, za aprobatą i z udziałem abp. Grzegorza Rysia. Wydano niemałe pieniądze, żeby obsłużyć 10 tysięcy ludzi, którzy jak jedna rodzina w olbrzymiej hali widowiskowej przez 6 godzin uwielbiali Boga. Profesjonalna oprawa muzyczna i wizualna może cieszyć oko, ucho, a przede wszystkim serce – facebooka obiegły filmiki, jak ten cały tłum powtarza frazę z piosenki: „Duchu Święty spocznij na nas, pragniemy cię, pragniemy cię!”. Piosenka protestantów z Upper Room Dallas.

Marcin Zieliński, a także (oczywiście) abp Grzegorz Ryś są w „drużynie” katolików. I z tejże drużyny obrywają dość tęgo. „Miłośnicy” zwiedzeń i kultu maryjnego punktują Zielińskiego. Strażnicy „świętej” liturgii nie oszczędzają Rysia. Tak było np. po spotkaniu ewangelizacyjnym dla młodzieży „Reset” w Łodzi 13 września 2021. Abp Ryś miał nie dopilnować jakichś drobiazgów liturgicznych, co u katolików skutkuje przecież odebraniem mocy całemu obrzędowi. Teraz na Atlas Arenie też ponoć zrobił z sakramentem Eucharystii coś takiego, co budzi bulgot zgorszenia u tradycjonalistów.

A protestanci, z drugiej strony, powiedzą, że w ogóle tej Eucharystii tam nie powinno być. Wprawdzie impreza wyszła super pod każdym względem: muzycznie, organizacyjnie, duszewnie i duchowo, tylko po co wtryniać tę ofiarę mszy świętej, która dla protestanta jest doktrynalnie obrzydliwa.

Ja natomiast chciałbym dostrzegać to, co jest w tym wszystkim świeże i piękne: masowe uwielbienie Jezusa, najwyższa jakość, masowe doświadczenie nie tylko miłego wieczoru, ale przemiany życia. I że Bóg realizuje swoje cele, a – parafrazując Jezusa – błogosławiony ten, kto się tym nie zgorszy. Dochodzi na naszych oczach do erozji skostniałych struktur. Społeczeństwo dzieli się na tych, co już postawili krzyżyk na kościele i na tych, którzy jeszcze żywią nadzieje, że ryba naprawi się od głowy, czyli od hierarchów. Tymczasem głową jest tylko Chrystus, On stale powiększa swoje władztwo. Rzeka żywiołem wzbiera i pędzi, i jeszcze wzbierze, rozwalając to, co uchodziło za pobożność.

Ktoś powie, że to naiwne, życzeniowe, nieracjonalne myślenie. Może. Ale wolę wypatrywać z daleka powrotu Pana Jezusa, poruszenia Ducha Świętego, niż babrać się w błocie religijnych wojenek. Niektórzy wołają „Maranatha” z egzaltowaną miną zdjętą z obrazu El Greco – tak, jakby przed chwilą spluwali na gorszącą ich współczesność. Ja chcę raczej wołać z nadzieją i z rozmysłem: przyjdź Królestwo Twoje! I widzieć – już teraz – tłumy łączące się w tym wołaniu. Takie tłumy właśnie się zebrały na Atlas Arenie – nie tylko po to, żeby się „najeść” muzycznej produkcji na światowym poziomie (jak tłumy, które chodziły za Jezusem, bo dał im się najeść chleba). Ale zebrały się, wierzę i wiem, dla Jego Chwały.