A często jest właśnie tak, jakby się tego życia szukało tam, gdzie go nie ma. Wczoraj byłem właśnie taki „ojciec na pół gwizdka”. Wróciłem do domu i cieszyłem się chyba najbardziej z tego, że A. odebrała ze sklepu licznik, który sobie kupiłem… w internecie. A licznik – to taki bajer, jaki lubię. Ten stary właśnie mi się zepsuł na amen, stąd nowy. Chciałem czym prędzej odpakować, założyć, wypróbować. Wziąłem U. na dwór, założyłem kaski i do fotelika… Cieszyła się.
— Tato, a gdzie jedziemy?
— Dokąd jedziemy? Dokąd chcesz!
— Naplawdę? – Chwilę pomyślała. – Ja chcę na dinozauly!!!
— A proszę bardzo, może być na dinozaury!
„Dinozaury” to placyk zabaw w parku im. Romana Kozłowskiego – wielkiego polskiego paleontologa, no więc dlatego „dinozaury”. Jest tam sporo zabawek i konstrukcji jakby z jury wyjętych. Dzieci to lubią. Tylko że tym razem ja chodziłem tam i bawiłem się z U., mając w ręce wciąż instrukcję obsługi i licznik. Huśtałem córkę, nie patrząc zbyt wiele na nią, tylko montując uchwyt do rowerowego komputerka. Wreszcie skończyłem, wsadziłem instrukcję do kieszeni i mówię:
— No, Ula, licznik zamontowany i ustawiony, teraz będę się bawił już tylko z tobą, fajnie?
— Fajnie! – Bez wahania stwierdza U. Prowadzę ją po głazach i jeszcze widzę kątem oka: wbiega na plac chłopak, może lat 5, i woła do taty, który z nim jest: „tylko schowaj telefon do kieszeni!” Życie jest gdzie indziej.