Dawać

A. kiedyś w pracy słyszała: – „Dziesięcina?? To ty naprawdę oddajesz dziesięć procent swoich zarobków? Na kościół?” – I sądząc po spojrzeniu, chętnie jeszcze popukaliby się w czoło. Inna sytuacja: zaprosiłem kiedyś swojego przyjaciela na nabo (nabożeństwo) do swojego kościoła. Przyszedł czas kolekty – zbierania pieniędzy. Nie na tacę, tylko do czerwonych wiaderek. Takie mamy. Można dawać luzem, można też w kopercie, którą dostaniesz od „porządkowych”. Przyjaciel pyta szeptem: 
– Janek, ile? – Odpowiadam: 
– Ile chcesz. Zero, dziesięć, dwieście. – Zdaje mi się, że nie dał nic. I ucieszyło mnie to. Znaczy, że czuł się w tym wolny – o to chodzi.
Nieraz myślałem, czy dobrze mu odpowiedziałem. Bardzo dobrze! Bo faktycznie to jest jedyny właściwy miernik, ile powinniśmy dawać: „ile chcę”. Ale też: „ile wlezie”. Bóg nie chce, żebyśmy dawali, bo „tak należy” albo „żeby kościół mógł zapłacić rachunki”, ale kocha „ochotnych dawców” (2 Kor 9:7). 
No dobrze, a… czy nie uciekam od odpowiedzi? Co z kwotami? Co z procentami? Dziesięcina jest dobrym pomysłem, czy reliktem przeszłości? Moim zdaniem, w wielkim skrócie – to drugie. Tylko… czy to ma być wymówka, by nie dawać? Wprost przeciwnie! Jezus nie znosił prawa, ale podwyższał poprzeczkę. „Nie cudzołóż” zamienił w „nie patrz pożądliwie„. I wiele temu podobnych. Postawę serca (ukryte) przedkładał nad akty widzialne („pokazówkę”).
Pierwsi uczniowie Jezusa w kościołach domowych oddawali wszystko, co mieli. Służyli swoimi pieniędzmi, domami, czasem, zdolnościami, wreszcie też mądrością i mocą w Duchu Świętym. Nie po to, aby się usprawiedliwić i mienić „świętymi” (było dwoje takich, którzy próbowali to zrobić – Ananiasz i Safira – i gdy się wydało, padli trupem). Ale czynili tak dlatego, że kochali. Rozumieli, jak wiele im darowano. Traktowali to jak sianie. Paweł pisał: 

„[Bóg] pomnoży zasiew wasz, i przysporzy owoców sprawiedliwości waszej; a tak ubogaceni we wszystko będziecie mogli okazywać wszelką [nie tylko finansową – przypis mój] szczodrobliwość„. (ciąg dalszy 2 Kor. 9)

Oto cała przygoda z Bogiem: jesteś jak port – przyjmujesz, dajesz. Przy tym niczego ci nie brakuje. I wszystko darmo. Zaczynasz skromnie – od „marnych” pieniędzy, kończysz na ratowaniu ludzkiego (wiecznego) życia. W istocie – to wszystko jest ze sobą powiązane: sprawy ducha i ciała. Jan pisze coś ekscytującego: że oddawanie życia za braci jest równoznaczne ze wsparciem materialnym: 

Po tym poznaliśmy miłość, że On za nas oddał życie swoje; i my winniśmy życie oddawać za braci. Jeśli zaś ktoś posiada dobra tego świata, a widzi brata w potrzebie i zamyka przed nim serce swoje, jakże w nim może mieszkać miłość Boża? Dzieci, miłujmy nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą„. (1 Jn.3:16-18)