Co zrobi(łby) Jezus

Dość popularny wśród chrześcijan jest akronim (lub hasztag) #WWJD i pobożne wydaje się postępowanie pod hasłem What Would Jesus Do – co zrobiłby Jezus w takiej sytuacji? W domyśle: to zrobię i ja!

Doskonała miłość podpowiada jednak drobną i ważną korektę: What WILL Jesus Do – co ZROBI Jezus we mnie i przeze mnie, skoro ja umarłem i żyję już nie ja, lecz On we mnie, a ja sam z siebie nic bez Niego uczynić nie mogę.

Wciąż nawracam się więc (i zachęcam do tego innych, których nazywam braćmi i siostrami w Chrystusie) do życia własną… śmiercią i zmartwychwstaniem w Nim. To jest wtedy, gdy już nie muszę myśleć, co On BY zrobił na moim miejscu, ponieważ On już JEST na moim miejscu – we mnie żywy i pełen mocy.

Sadowi się na tronie w moim sercu, jak najbardziej zaproszony do tego i z ochoczą radością honorowany, przyjęty jako król wręcz z ulgą, że już nie ja muszę wymyślać sposoby na życie, rozwiązania problemów, dylematy multum możliwości.

W rozważaniach „Tajemnego Planu” usłyszałem ostatnio dobre powiedzenie:

Kiedy mówimy o uwolnieniu się od opinii innych ludzi, pamiętaj, że ty też należysz do „innych ludzi”. Tymczasem chodzi o pełnienie woli Pana.

I jeszcze słowo o doskonałej miłości. Mam na myśli miłość, jaka powstaje w człowieku po doświadczeniu łaski. Jest to uczucie i postanowienie wierności Panu, który darował mi winę, a karę zrzucił na Baranka ofiarnego, dzięki temu nie muszę się już bać. Czego bać? Na przykład tego, że nie zasłużę. Ale w tej miłości mówię raczej: tak, Panie, ty zrobiłeś dla mnie wszystko, ja nie potrafiłem sam się zbawić, teraz więc polegam na twoim słowie i chcę chociaż trochę się odwdzięczyć. Nie jakoby to miało coś dodać do mojej świętości, raczej tylko potwierdzić, że faktycznie i nieodwołalnie usprawiedliwiłeś mnie, oczyściłeś i ubrałeś w dobre uczynki. Zatem… co dziś zrobi Jezus w tobie i przez ciebie, bracie?