Bez gaci

Bóg ma poczucie humoru. I to nie jest czarny humor. Gdy mówi (nawet upomina), to z miłością. Nieraz, czytając Biblię, można się nieźle uśmiać… z siebie samego, z ludzkiej natury. Całkiem możliwe, że Bóg śmieje się razem z nami.

Na przykład taki werset:
„Nie wstępuj też do mojego ołtarza po stopniach, aby nie doszło przy tym do odsłonięcia się twojej nagości.” Wyjścia‬ ‭20:26‬ ‭SNP‬‬

Znamy kolejność zasad: boża miłość do człowieka, potem miłość człowieka do Boga. – Kto mnie miłuje, ten przykazań moich przestrzegać będzie – mówił Jezus. Przede wszystkim więc przykazania. Dziesięć ich podaje Bóg.

Ale to nie koniec, bo jeszcze ołtarz (zamiast obrazów, posągów itp.). I znów: ołtarz nie byle jaki. Najlepiej mały, ziemny. Jeśli już z kamienia, to nie ciosanego. O co chodzi?

Przed oczami stają mi piramidy Babilonu, Inków, Egipcjan, wieża Babel… Same w sobie niezwykłe. Oddają chwałę człowiekowi. Zwiększają podziw… dla mnie, dla mojej ofiary. Na pewno nie są dobrym miejscem czci dla Boga.

W dalszej części księgi znajdujemy dziesiątki wskazówek co do ofiar, kapłanów, przybytku. Ale na razie, na początek daje Bóg tę prostą i śmieszną zasadę. Co to oznacza dla mnie, w XXI wieku?

Tyle, że robienie dobrych rzeczy na pokaz jest tak śmieszne (w złym sensie) jak goły tyłek biskupa, który w strojnym ornacie wspina się na dzwonnicę. A lud prosty z dołu patrzy i rechocze.

Jezus też przecież to mówił: post, modlitwa, jałmużna… Niech nie wie twoja lewa ręka, co robi prawa. Dobre uczynki mogą nam dać radość i nagrodę w niebie albo – sławę, tylko taką… bez gaci.